Info

avatar Blog ten rowerowy prowadzi offensivetomato z miasta Mszczonów. Mam przejechane 65809.53 kilometrów w tym 78.89 w terenie. Jeżdżę ze średnią prędkością 23.92 km/h i się wcale nie chwalęę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy offensivetomato.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

[201-300]

Dystans całkowity:5564.62 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:224:58
Średnia prędkość:23.53 km/h
Maksymalna prędkość:60.33 km/h
Suma podjazdów:3438 m
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:241.94 km i 10h 13m
Więcej statystyk
  • DST 204.41km
  • Czas 08:31
  • VAVG 24.00km/h
  • VMAX 38.22km/h
  • Sprzęt Kross Evado 1.3
  • Aktywność Jazda na rowerze

200 w pętli

Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 29.03.2014 | Komentarze 0


Tarczyn -Grójec - Białobrzegi - Potworów - Odrzywół - Nowe Miasto - Rawa Maz. - Skierniewice - Puszcza Mar. - Mszczonów.

Kategoria [201-300], Kross


  • DST 203.94km
  • Czas 07:37
  • VAVG 26.78km/h
  • VMAX 43.53km/h
  • Podjazdy 714m
  • Sprzęt Cube Agree Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

200 z wiatrem

Sobota, 31 sierpnia 2013 · dodano: 31.08.2013 | Komentarze 2

Mszczonów - Radziejowice - Żyrardów - Sochaczew - Sanniki - Łowicz - Skierniewice - Rawa Mazowiecka - Biała Rawska - Mszczonów.

Kategoria [201-300], Cube


  • DST 243.81km
  • Czas 10:53
  • VAVG 22.40km/h
  • VMAX 49.56km/h
  • Podjazdy 1172m
  • Sprzęt Cube Agree Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Upalny powrót

Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 29.07.2013 | Komentarze 2

Trasa identyczna, tylko odwrócona:

Mielec - Tuszów Narodowy - Padew Narodowa - Baranów Sandomierski - Klimontów - Lipnik - Opatów - Ostrowiec Św. - Iłża - Radom - Białobrzegi - Grójec - Mszczonów

Startuję w niedzielę przed 4 rano. Początkowo temperatua bardzo przyjemna, po kilku kilometrach nawet marznę i ubieram dodatkowe ciuchy. Wschód słońca, który obserwuję od Padwi do mostu na Wiśle, powoduje że szybko zdejmuję ich nadmiar, jednak do samego Ostrowca jeszcze jedzie się całkiem nieźle. Lecę bardzo spokojnym tempem, oszczędzam siły na najgorszy upał, a ten dopada mnie w okolicach Młynka.

Licznik zaczyna wskazywać 30 stopni i pomału rośnie. Czasami trafia się jakiś cień, robię częste przerwy, kożystam z każdej okazji schłodzenia się, jak nie oblewając głowy wodą z fontanny to piciem czegoś zimnego. Gechenna zaczyna się na wyjeździe z Radomia. Temperatura sięga prawie 40 stopni, całe szczęście wiatr nie przeszkadza. Jazda w takich warunkach to już żadna przyjemność.

W Białobrzegach mam chwilę wytchnienia, łapie mnie mały deszcz. Pada około 15 minut i wystarczy aby temperatura spadła o prawie 10 stopni. Po chwili jednak wychodzi słońce i mam wrażenie że jest jeszcze gorzej niż wcześniej.

Ostatnie kilometry od Grójca to jazda głową. Wolno ale konsekwentnie do celu.

Kilka słabych zdjęć:

Wschód, w oddali Padew © offensivetomato


Za chwilę Świętokrzyskie © offensivetomato


Granica województw © offensivetomato


Się zaczyna © offensivetomato


Pagóreczki na trasie, okolice Młynka © offensivetomato


Trochę cienia na trasie © offensivetomato


Iłża © offensivetomato


Radom, pomink J.Kochanowskiego © offensivetomato


Ul. Żeromskiego, Radom © offensivetomato


Lekki deszcz pod Białobrzegami © offensivetomato


Kilometry powrotne © offensivetomato



  • DST 249.82km
  • Czas 09:33
  • VAVG 26.16km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Sprzęt Cube Agree Pro
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mielec

Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 29.07.2013 | Komentarze 0

Mszczonów - Grójec - Białobrzegi - Radom - Iłża - Ostrowiec Świętokrzyski - Opatów - Lipnik - Klimontów - Baranów Sandomierski - Padew Narodowa - Tuszów Narodowy - Mielec.
Trasa ta co zwykle, czyli do Radomia przez Grójec i Białobrzegi, później 9 aż do mostu na Wiśle w Nagnajowie skąd 985 już prosto do celu.
Start w piątek o 18, odcinek Mszczonów - Grójec (krajowa 50) robię w godzinę, jest nerwowo ze względu na spory ruch. Ekspresówkę S7 omijam drogami technicznymi, dopiero przed Radomiem wbijam się na trasę. Przed pierwszym rondem zauważam szkło wbite w oponę, ale szczęśliwie nie uszkadza dętki. W samym mieście także spokojnie, jednak nie na deptaku na ul. Żeromskiego. Tam kwitnie życie, masa ludzi, masa rowerzystów, przy każdej knajpie ogródek, ta część miasta robi na prawdę pozytywne pierwsze wrażenie.
Z Żeromskiego odbijam na ul. Słowackiego, która wyprowadza mnie prosto na 9. Początkowo ruch przypomina ten na 50 jednak z czasem maleje. Na odcinku do Ostrowca Św. mam dwie średnio przyjemne sytuacje. Pierwszą w Skaryszewie, jakiś idiota zaczyna mnie gonić i drze się wniebogłosy, druga zdecydowanie mniej zabawna zdarza się przed Kunowem. Na gazetę wyprzedza mnie tir który jedzie z przechyloną na prawo naczepą zostawiając za sobą masę iskier i smród spalonej gumy. Gość leciał ze 100 na samej feldze, nie wiem czy jest możliwe aby kierowca nie widział w takiej sytuacji co się dzieje z naczepą, w każdym razie tak to wyglądało, leciał jak gdyby nic się nie stało. Przed Ostrowcem spotkałem się z tirem ponownie, tym razem już stał w towarzystwie policji.
Od skrętu w Lipniku jestem już praktycznie sam na drodze. Postanawiam przycisnąć nieco mocniej żeby się trochę rozbudzić, na zjazdach praktycznie nie hamuję, robi się coraz chłodniej co w połączeniu z większą szybkością działa. Na jednym ze zjazdów oślepia mnie fotoradar, który łapie akurat jakiś samochód mnie mijający.
W okolicach Baranowa ubieram kurtkę i nogawki, tankuje na najbliższej stacji na której wywołuję lekkie poruszenie i zdziwienie. Pomału zaczyna świtać, na miejscu w Mielcu jestem około 4:30 czyli prawie 1:30 godz. przed zakładanym czasem. Nocna jazda, niska temperatura i mniejszy ruch w końcówce sprawia że pokonanie całej trasy było czystą przyjemnością. Załapuję się jeszcze na piwo obok stacji w Mielcu.

Licznik, kilometry tam © offensivetomato




Bałtyk Bieszczady Tour 2012 - Dzień Drugi.

Niedziela, 26 sierpnia 2012 · dodano: 07.09.2012 | Komentarze 0

Generalnie jest kiepsko. Czuję zupełny brak motywacji do dalszej jazdy, pada, zimno co prawda nie jest, ale kompletnie przemoczony nie jestem w stanie jechać szybciej jak 20 km/h. Czuję że mam ciężkie nogi, a rower dwa razy cięższy niż przed startem. Zaczynam zastanawiać się czy w ogóle dobrze zrobiłem że wystartowałem, coś czułem że moją granicą jest 500km, w końcu długie dystanse zacząłem jeździć dopiero rok temu. No czarnych myśli w głowie coraz więcej, psychika zaczyna poważnie siadać. Zaczynam głośno marudzić.

Jadąc jak zombie zatrzymujemy się na chwile na przystanku gdzie spotykamy odpoczywającego zawodnika solo. Okazuje się że panowie znają się od lat a solista jest tym, który także tydzień temu jechał maraton we Włoszech. Grzegorz Buraczyński nr. 55 i Stanisław Piórkowski nr. 14 , bo o nich mowa, są tak śpiący że wystarczy tylko że zamkną oczy i już chrapią. No więc siedzimy tak na przystanku, ja z zamkniętymi oczami, oni śpią jak zabici. Po chwili zrywają się i jak gdyby nigdy nic zbierają się do dalszej jazdy. Mi to idzie zdecydowanie oporniej. Piórkowski widząc to stara się przemówić mi nieco do rozsądku. Wiara jakby nieco wraca, ale jest jeszcze kawał drogi do zrobienia. Do Gąbina jedzie nam się naprawdę ciężko, deszcz nie przestaje padać, przejeżdżające obok samochody oblewają nas wodą z kałuż, zaczynam też martwić się o rzeczy w bagażniku, który pomału przemaka. Miałem informować znajomych gdzie jestem, miałem pisać na blipie i zamieszczać tam zdjęcia, ale jazda w takich warunkach odebrała mi skutecznie na to ochotę.

W Gąbinie jesteśmy po 10. Tu po raz kolejny dogania nas Wojciech Kiełb, który z wielką sakwą solo jedzie cały dystans. Ratuje on przemoczonego kompletnie Grzegorza suchymi spodenkami, ja też planuję przebrać się w coś suchego ale dopiero w domu. Pomału przestaje padać, wraca też chęć do dalszej jazdy. Prędkość co prawda dalej marna, ale przynajmniej kryzys minął. Dodatkowym plusem jest też to, że od tej pory droga już nie jest przeszkodą. Tą, aż do mety mam niemalże w małym palcu. Dużą część już wcześniej jechałem, a za Rzeszowem nawigacja jest bardzo łatwa. Tak więc w Gąbinie nie siedzę za długo i startuję dalej już sam. Zaraz za PK ponownie spotykam Daniela Śmieję, który walczy z chyba 4 już kapciem. Daje mu kilka łatek, klej i jadę dalej. Bez problemu docieram do Sochaczewa i wyjeżdżam na doskonale znaną trasę nr.50. Jest Niedziela więc ruchu nie ma za dużego. Na punkcie w Żyrardowie także nie jestem długo, podbijam książeczkę, składam podpis i cisnę dalej. We Mszczonowie robię coś co mi większość odradzała, jadę do domu.

W domu za dużo staram się nie myśleć. Biorę szybki prysznic, jem porządny, ciepły obiad i robię porządek z rzeczami w bagażniku. Odpisuję na smsy, sprawdzam do której mam otwarte kolejne punkty kontrolne i zanim mi się odechce dalszej jazdy uciekam. Spędzam tu niecałą godzinę. Z domu wyjeżdża zupełnie inny człowiek. Mimo że nie odpoczywałem w ogóle czuję się super. Pogoda zaczyna dopisywać, ruszam w niezłym tempie na Grójec. Po drodze jest kilka delikatnych pagóreczków, ale nie robią mi one większych problemów. Prędkość cały czas utrzymuje na przyzwoitym poziomie 27 – 30km/h. Za Grójcem odbijam na drogą do Przybyszewa, gdzie przed samą wioską doganiam Stanisława Piekarskiego, później Białobrzegi i po 18 melduję się na punkcie we Wsoli. Tu spotykam Leszka Mielczarka, który odstawił mnie na początku trasy. Jest on bardziej zdziwiony moją obecnością jak ja jego. Odpoczywamy chwilę na punkcie, jedząc dochodzimy do wniosku że wypadało by się przespać, ale dopiero w Iłży. Przed wyjazdem mechanik zajmuje się jeszcze moim sprzętem, który pomału zaczął się buntować.

Na nocleg w Iłży docieramy przed 22. Trochę czasu zajmuje nam przebicie się przez Radom gdzie szukamy bankomatu i trafiamy na jakiś festyn. Za miastem tak się rozpędzamy że mijamy zajazd Viking i musimy się wracać kawałek. Nikt nam też nie powiedział że Viking już nie nazywa się Viking. Na miejscu robię sobie najdłuższy odpoczynek na trasie. Ponownie jem porządny obiad, biorę prysznic i pozwalam sobie na 2 godziny snu w całkiem niezłych warunkach. Niby nie czuję się senny ale zasypiam od razu, nie pamiętam nawet jak położyłem głowę na poduszce.

Kategoria [201-300], BBT 2012, Kross


  • DST 222.20km
  • Czas 09:19
  • VAVG 23.85km/h
  • VMAX 51.45km/h
  • Sprzęt Kross Evado 1.3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łódź

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0

Mszczonów – Skierniewice – Łowicz – Łódź – Rawa Mazowiecka – Biała Rawska – Mszczonów.



Robiąc pętelkę trzeba liczyć się z tym że pewien jej odcinek może być pod wiatr. Dodając do tego taki upał jak był w sobotę mamy idealne połączenie potrafiące skutecznie wyssać ostatnie siły z każdego. I tak też było tym razem.

Wyruszam parę minut po 9 rano. Odcinek do Łowicza był z wiatrem, po drodze bardzo dobrej jakości, w nie najgorszej temperaturze, więc przejechałem go sprawnie. Ponieważ ruch samochodów był tu minimalny pozwoliłem sobie złamać wszystkie zakazy poruszania się rowerem po niektórych odcinkach trasy, droga techniczna też była i to niezłej jakości więc nie było by bólu jakby przyszło i z niej skorzystać. Po sprawnym dotarciu do celu i odbiciu na Łódź sytuacja nieco zmienia się, to co do tej pory pomagało teraz stanowiło wyzwanie. Zaczęło brakować płynów i siły, tirów, drzew i barier za którymi można było się chociaż na chwilę schować. Szybko zapominam jak jechało się wcześniej, zaczynam nawet zastanawiać się nad powrotem. Kilometry wpadają pomału w końcu licznik przestawiłem tak, żeby pokazywał godzinę. Mijają prawie 3 i nieco ponad 50 km, umęczony docieram do Łodzi. Schładzam się przy napotkanej fontannie, robię spokojną rundkę po mieście, trafiam oczywiście na Piotrkowską gdzie robię dłuższą przerwę na obiad.

Od razu zamawiam pół litra pepsi i litr wody, które znikają błyskawicznie. Obiad także nie stanowi większego problemu. Staram się zmotywować do dalszej jazdy. Wiem że wiatr już nie będzie problemem, wystarczy uporać się jakoś z upałem. Tu liczę na zapowiadane opady. Wyruszam z nowymi siłami, boczny wiatr pomaga, po opadach ani śladu dlatego co kilka kilometrów oblewam się wodą. Jedzie się już dużo lepiej do momentu w którym łapie mnie skurcz w lewej nodze. Zatrzymuję się kilka razy, podczas jednego z przystanków gubię okulary i tracę trochę czasu aż je znajduję. Przerwa na szukanie, samo chodzenie po krzakach pomaga nodze i od tej pory jedzie się już dobrze. Przed Rawą Mazowiecką robię jeszcze jedną dłuższą przerwę na tankowanie. Od tej pory już nie zatrzymuje się do samego Mszczonowa. Trochę zaczęło się chmurzyć jednak po deszczu do końca dnia ani śladu.

Kategoria [201-300], Kross


  • DST 294.73km
  • Czas 12:08
  • VAVG 24.29km/h
  • VMAX 41.41km/h
  • Sprzęt Kross Evado 1.3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Płock

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 1

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony fajnie że udało się machnąć kawał drogi z drugiej jednak miało być trochę inaczej. Tak to sobie wstępnie planowałem:



a tak wyszło:



Na rowerze znalazłem się o 6, godzinę po planowanym starcie. Pierwsze kilometry leciały całkiem sprawnie, mijam Żyrardów i bez większych problemów docieram do Sochaczewa. W drodze cały czas czuję delikatny przeciwny wiatr jednak nie utrudnia to jakoś specjalnie jazy. Byłem przygotowany do takiego towarzystwa więc cisnę dalej. Niestety za Sochaczewem wiatr przybiera na sile i już jedzie się zdecydowanie ciężej.

Początkowo trasa biegła krajową 50, dopiero na wysokości Kamiona przed Wyszogrodem miałem odbić w coś mniej ruchliwego. Na 50 otrąbiło mnie kilka aut, w sumie sam nie za co, że nie jechałem ścieżką rowerową, która się na chwilę kończyła i trzeba było przełazić przez jeb*** rów żeby znów znaleźć się na drodze ?? No więc miałem w głębokim poważaniu tych co trąbią i po około 60 km skręcam w drogę 575. Tu tragedia, wiatr cały czas przeciwny, nawierzchnia kiepskiej jakości ale przynajmniej płasko. Jadę i jadę, robi się coraz cieplej i ciężej, zauważam że mija mnie coraz więcej aut na płockich blachach. Docieram do ronda gdzie odbijam na centrum miasta.

Wjazd do Płocka drogą 575 © offensivetomato


Na horyzoncie widzę piękny nowy Most Solidarności...

Most Solidarności © offensivetomato


który ma dla mnie fajną niespodziankę, takie cudo zauważyłem w ostatniej chwili:

Sprawdzałem, koło pasuje idealnie. © offensivetomato


Od razu muszę napisać że nie chciałem jechać jezdnią, chciałem zjechać na przyzwoitą ścieżkę rowerową obok, jednak nigdzie nie widziałem miejsca gdzie mogę na nią skręcić. Nigdzie nie widziałem też wyraźnego zakazu poruszania się po jezdni rowerem. Może mój błąd, może zjazd był tylko ja go po prostu nie zauważyłem, ale nie wydaje mi się.

Po mieście postanawiam pokręcić się chwilę, odbijam na stare miasto, jadę zobaczyć panoramę Wisły.

Płock, Stare Miasto i Ratusz © offensivetomato


Uliczka Starego Miasta © offensivetomato


Panorama na Wisłę ze wzgórza Tumskiego. Na molo brak odważnych ;) © offensivetomato


Panorama cd... © offensivetomato


W sumie schodzi mi około godziny wliczając także błądzenie po ulicach szukając wyjazdu na mój następny kierunek – Kutno. Od tego momentu miało być nieco lepiej z wiatrem jednak nic z tego, ten zmienił nieco kierunek i jazdy pod wiatr ciąg dalszy. Irytuje mnie trochę cała sytuacja, miałem w planach odwiedzić dziś jeszcze Łódź, ale też nie chciałem jakoś specjalnie późno wracać, zaczynam więc kombinować. Do Kutna docieram już zmęczony, ponad 180 km pod wiatr robi swoje, zatrzymuję się na dłuższą chwilę żeby coś zjeść. Zastanawiam się nad zmianą – skróceniem trasy.

Ulica w Kutnie © offensivetomato


Z Kutna wyruszam już dobrze zdemotywowany, wiatr co prawda zaczyna pomagać, kierunek wciąż mam na Łódź jednak przed gminą Piątek (geometryczny środek Polski) dzwoni kolega i zaprasza na grilla. Klamka zapadła, skracam trasę, odbijam na Łowicz i kieruję się bezpośrednia do Mszczonowa. Jazda idzie już sprawnie. Bez problemu docieram do Łowicza gdzie zaczyna się jazda na pamięć: Bełchów, Skierniewice, Puszcza Mariańska, Wola Polska i meta. Szybki prysznic i wyjazd na grilla. Tych kilometrów już nie zamierzam liczyć. Łódź musi jeszcze poczekać.

Kategoria [201-300], Kross


  • DST 201.69km
  • Czas 07:41
  • VAVG 26.25km/h
  • VMAX 44.10km/h
  • Sprzęt Kross Evado 1.3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spiekota

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 07.07.2012 | Komentarze 2

Mszczonów – Hamernia – Korytów – Żyrardów – Sochaczew – Łowicz – Skierniewice – Rawa Mazowiecka – Biała Rawska – Piekary – Strzyże – Mszczonów.

Plus wycieczka w stronę Tarczyna.

Początkowo zakładałem wyjazd o 5 rano, jednak na rowerze znalazłem się godzinę później. Do godziny 10 jechało się całkiem nieźle, później już była tylko walka z upałem i delikatnymi zmarszczkami w okolicach Rawy Mazowieckiej. Momentami nie było czym oddychać, co chwilę oblewałem się wodą i zatrzymywałem na tankowanie. Na odcinkach w cieniu jechało się jeszcze w miarę, jednak na otwartej przestrzeni fatalnie. Po powrocie do Mszczonowa miałem na liczniku trochę ponad 160 km i na tym miałem zakończyć, jednak spotkałem znajomą która wyciągnęła mnie jeszcze na przejażdżkę w stronę Tarczyna. Wyszło równo 200. Idę na zasłużone piwo :P.

Kategoria [201-300], Kross


  • DST 274.33km
  • Czas 11:27
  • VAVG 23.96km/h
  • Sprzęt Kross Evado 1.3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Weekendowy wypad do Mielca powrót

Niedziela, 20 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 0

Powrót teoretycznie łatwiejszy bo miało wiać w plecy. W praktyce wiało z boku. Początek przyjemny, później było coraz ciężej. Jak upał złapał za Kielcami, tak trzymał do samego końca. W Kielcach ze skrajności w skrajność. Wjazd od strony Tarnowa fatalny, koleiny, brak pobocza, później już trochę lepiej. Ogromne centrum handlowe, super droga dla rowerzystów i masa ludzi na kacu. Chyba fani Chelsea (finał ligi mistrzów). Później znów fatalna droga, remonty aż w końcu wyjazd na super asfalt. Dalej już było z wiatrem, z górki i pod górkę, ładne krajobrazy jednak z kilometra na kilometr coraz bardziej płasko. Upał taki że napić się nie mogłem. I tak aż do samego Mszczonowa. Po powrocie wyciąłem jeszcze 3 piwa i spać.

MIELEC – Piątkowiec – Zabrnie – Szczucin – Pacanów – Stopnica – Busko – Zdrój – Chmielnik – Morawica – Kielce – Ćminsk – Sielpia Wielka – Końskie – Drzewica – Odrzywół – Nowe Miasto nad Pilicą – Biała Rawska – Piekary – MSZCZONÓW.




  • DST 259.72km
  • Czas 10:45
  • VAVG 24.16km/h
  • Sprzęt Kross Evado 1.3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Weekendowy wypad do Mielca

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 0

Trasa zrobiona w nocy ze względu na mniejszy południowo - wschodni wiatr no i lepszą do jazdy temperaturę. Start 21, meta 9 rano. Od pewnego czasu chodziło po głowie aby zrobić sobie taką wycieczkę, dwa dni po 200 km. Trasa co prawda już przeze mnie zaliczona we wrześniu 2011 roku, jednak z tygodniowym odstępem czasu. Tym razem postanowiłem szarpnąć całość w weekend. Przy okazji chciałem pagórków, znudziła mi się już jazda po płaskim jak patelnia Mazowszu. Nocna jazda rewelacja, minimalny ruch, trochę goniących psów no i zimno nad ranem, ale na podjazdach można było się szybko rozgrzać.

MSZCZONÓW - Grójec - Przybyszew - Białobrzegi - Radom - Skaryszew - Iłża - Lubienia - Kunów - Ostrowiec Świętokrzyski - Opatów - Lipnik - Klimontów - Łoniów - Nagnajów - Baranów Sandomierski - Padew Narodowa - MIELEC