Info

avatar Blog ten rowerowy prowadzi offensivetomato z miasta Mszczonów. Mam przejechane 63348.35 kilometrów w tym 78.89 w terenie. Jeżdżę ze średnią prędkością 23.91 km/h i się wcale nie chwalęę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy offensivetomato.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 462.00km
  • Czas 18:01
  • VAVG 25.64km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Sprzęt Kross Evado 1.3
  • Aktywność Jazda na rowerze

III ŚLĄSKI MARATON ROWEROWY

Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 3

Do maratonu w zasadzie nie przygotowywałem się jakoś specjalnie, w ciągu dwóch tygodni przed startem nie widziałem nawet swojego roweru na oczy, miałem tygodniowy urlop, krótki wyjazd na którym w sumie może zrobiłem 40 km na wypożyczonym sprzęcie. Jedyną formą przygotowania był dłuższy weekendowy wypad do Mielca podczas którego łącznie zrobiłem około 530 km w sumie w niezłym czasie, jednak było to miesiąc przed startem i zastanawiałem się czy nie odpuściłem sobie za wcześnie. Wielką niewiadomą była dla mnie również jazda na długiej trasie ze świeżo zakupioną lemondką.

Na miejsce miałem jechać sam, ale załapałem się na nocleg organizowany przez ludzi z forum podrozerowerowe.info. W pociągu do Rybnika poznaję Waxmunda a na miejscu sukcesywnie resztę ekipy - Endriunh, Yoshko, Marek.Dembowski, BigMuthaBiker, Vagabond, WuJeKG (jak o kimś zapomniałem to przepraszam za dużo do zapamiętania na raz). Po twarzach widzę że morale są niezłe, jedni robią jeszcze ostatnie poprawki w sprzęcie (ale trafili się i tacy co bagażnik odkręcali w ostatniej chwili, niemalże na linii startu :)), inni jedzą główne danie wieczoru - makaron, niektórzy piją piwo na lepszy sen. Wypytuje ile mogę o to jak jechać, jakie przerwy robić itd. (to mój pierwszy maraton), kilka razy przyglądamy się trasie, którą jak nas poinformowano na odprawie, delikatnie zmodyfikowano dla naszego bezpieczeństwa. Nie wszystkim spodobało się takie kombinowanie na ostatnią chwilę, ja jednak bardziej martwię się prognozą na sobotę - upał i dość upierdliwy wiatr z południa.

Sobotni poranek zaczynam z niezłym fartem. Zaraz przed startem dostrzegam zawodnika w stroju Żyrardowskiego Towarzystwa Cyklistów - Krzysztofa Kryczkę. Okazuje się że przyjechał sam, ma spore auto, wraca w niedzielę i nie ma problemu ze zmieszczeniem jeszcze jednego roweru. Krzysztof startuje na 150 km więc na niedzielny powrót będzie wypoczęty, ja za to mam zamiar zajechać się na śmierć.

Podczas startu na odcinku do Wodzisławia Śląskiego każdą grupę eskortuje motor a w samym Radlinie na czas przejazdu wstrzymywany jest ruch, ale chyba tylko na niektórych ulicach. Jako pierwsza rusza oczywiście grupa z zawodnikami najmocniejszymi, później po kolei puszczani są Ci jadący krótsze dystanse. Już na starcie mocno staram się żeby grupa mi nie uciekła. Pagórki nie są moją mocną stroną, tych na odcinku od Radlina do Pawłowic było całkiem sporo a kiepskiej jakości droga tylko pogarszała sprawę. Na moje szczęście w grupie znalazł się jeden zawodnik, który na podjazdach ma podobne problemy więc staram się trzymać blisko niego. Pomału grupa rozdziela się, mijamy pierwszych, którzy złapali kapcia oraz tych co startowali przed nami a już zostali z tyłu. Po 25 km docieramy do Pawłowic i skręcamy na południe. Teraz już mamy centralnie pod wiatr, ale na tym odcinku, prawie do samej Wisły trasa w zasadzie jest płaska. Na takiej drodze czuję się bardzo dobrze więc staram się po chwili prowadzić, jednak pan z którym jadę wyprzedza mnie. Nie walczę z tym, proszę bardzo, mogę być z tyłu. Przez dłuższy czas jadę na lemondce i na kole przez co wiatr aż tak mi nie przeszkadza, sprawnie docieramy do Wisły gdzie ma zacząć się podjazd. Jeszcze przed startem WuJeKG, który jechał już trasę, zapewniał że ta część nie jest aż tak straszna jak jej profil zamieszczony na bikemap.net. Podjazd w rzeczywistości okazuje się być faktycznie mało stromy lecz długi. Nie sprawia mi jednak większych problemów. Gubię pana za którym jechałem do tej pory, chociaż na początku mnie jeszcze gonił, i po 3 godzinach od startu melduję się na punkcie w Wiśle po drodze mijając jeszcze kilku zawodników. Mimo panującego upału czuje się bardzo dobrze dlatego szybko podpisuję listę, uzupełniam bidon, wypijam kilka kubków zimnej wody, izotonika, biorę jakiś prowiant na drogę i szybko ruszam wiedząc że będę miał teraz z górki i z wiatrem. Przez pierwsze 10 lub nawet 15 km prawie w ogóle nie kręcę. Jadę oparty na lemondce z prędkością grubo powyżej 30 km/h hamując jedynie na zakrętach. Szybko znajduję się na płaskiej części trasy gdzie wiatr wiejący w plecy pozwala mi nie schodzić z blatu i utrzymywać na prawdę przyzwoitą prędkość. Jest mniej więcej południe i słońce już daje nieźle w kość. Na każdym postoju na czerwonym czuję się tak jakbym otworzył piekarnik a ruch jest dość spory więc świateł ignorować nie chcę. Sprawnie docieram do Pawłowic gdzie po skręcie wiatr niestety przestaje pomagać i znów zaczynają się górki. To ta część trasy, między Pawłowicami a Radlinem tak na prawdę dawała mi bardziej w kość niż jakaś tam droga w Wiśle. Jadę cały czas sam, mijam innych zawodników, którzy wystartowali już na drugą pętlę, walczę z każdą górką, pomału kończą mi się zapasy, na oparach dosłownie docieram do punktu w Radlinie.

Widząc że jestem 2 godziny przed wyznaczonym limitem postanawiam odpocząć chwilę, zjeść coś i przede wszystkim znaleźć kogoś do dalszej jazdy. Entuzjazmu nie widzę, ale nie mam zamiaru czekać w nieskończoność, szkoda mi czasu więc szykuję się. Widząc to, dwóch zawodników na szosach się ruszyło. Startujemy i oczywiście na górkach zostaję z tyłu. Na Wiślance odrabiam straty i wsiadam jednemu z nich na koło. Drugiego nie widzę, ale po chwili wychyla się z przodu zza zakrętu. Tym razem robimy zmiany, ale gonić go ani myślę. Łapiemy fajne tempo i mimo wiatru jedzie się całkiem sprawnie. Na 10 minut zatrzymujemy się w przydrożnej Żabce na coś zimnego do picia. Dalej do Wisły także jedzie się sprawnie jednak tym razem podjazd wydaje się nieco dłuższy. Po dotarciu na punk wykładam się pod drzewem i odpoczywam ze 20 minut. Większość z obecnych mówi że na 300 kończą swoją przygodę, ten narzeka na nogę, tamten na dupę, jeszcze inny że jeść nie może. Ja z tym nie mam absolutnie żadnego problemu. Nic mnie nie boli, jem normalnie, nawet pije izotonik dostępny na punktach i biorę zapas na drogę. O równej 19 startuję, tym razem sam. Robi się na prawdę przyjemny wieczór, temperatura spada, wiatr wieje jak wiał, czuję że powrót będzie łatwy i tak też jest. Ruch mały bo mecz więc jadę na wszystkich czerwonych. Po drodze spotykam zawodnika na MTB, wsiada mi na koło i jedziemy bez zatrzymywania się do samych Pawłowic. Później już trochę spokojniej, rozmawiając, ale bez większych problemów docieramy do Radlina. Zaczynam też już odczuwać swoje siedzenie. Tu dowiaduję się o problemach innych min. złamanym widelcu, o tym że sporo osób zrezygnowało albo nie zmieściło się w limicie. Spotykam siedzącego i nieciekawie wyglądającego Endriunha który ma problemy żołądkowe. Zjadam dwie porcje żurku i szykuję zapasy. Dowiaduję się też że Polska i Rosja odpadła.

Na ostatni przejazd zbieramy już 7 osób i na prośbę organizatora opóźniamy trochę start. Robią nam zdjęcia, nagrywają jak jedziemy. Przez chwilę przeszła mi przez głowę myśl czy nie odpuścić jednak Rage Against The Machine i ACDC skutecznie pomogło cisnąć dalej. Na Wiślance jesteśmy zaskoczeni silnym czołowym wiatrem, dużo silniejszym niż do tej pory !. Jedzie się coraz gorzej. Zatrzymujemy się na stacji na 5 minut. Przed Wisła wiatr tak przybiera na sile że rzuca nami po jezdni jak gazetami. Jazda jest niemal niemożliwa. Robimy drugi postój jak orientujemy się że zgubiliśmy 3 zawodników. Na podjeździe w Wiśle odcina mi prąc, nie mam nic do picia, ratuje mnie chłopak na MTB, którego wiozłem na kole na poprzedniej pętli, zjadam banana i jadę dalej. Na punkcie w Wiśle czeka na nas gorąca herbata i informacja że za nami jeszcze jadą ludzie na 450km. Na punkcie dziwię się trochę obecnością dwóch młodych zawodników w strojach BBTour. Jest około 3 w nocy, robi się trochę chłodno a nie mam nic na siebie. Odpoczywamy jakieś 25 minut, wypijam jeszcze 2 gorące herbaty, trochę się rozgrzewam i jedziemy dalej. Na zjeździe w Wiśle staje się nieco senny. Rozbudza mnie wiatr który znów nas łapie, na szczęście ten nie zmienia kierunku i dostajemy potężnego kopa. Momentami jedziemy nawet 60 km/h. Odcinek do Pawłowic pokonujemy w ekspresowym tempie po drodze mijając zawodników jadących na 550 km. Do Radlina dosłownie dotaczamy się. Jestem zmęczony ale nie wypruty, chyba działa jeszcze adrenalina bo nie przypuszczałem że po wszystkim będę miał się jeszcze na coś siłę. Spotykamy chłopaka, który jako pierwszy skończył 550. Nie wygląda za dobrze ale widać że szczęśliwy. Chwilę rozmawiamy, dziękujemy za wspólną jazdę, ja biorę plecak i jadę na kwaterę doprowadzić się do porządku. Tam spotykam ludzi a za niedługą chwilę i właścicielkę dopominającą się dopłaty za drugi nocleg. Dałem jej drugie 25 zł, nie chciało mi się z nią długo gadać. Znajduje się też zimne piwo które trochę mi zakręca w głowie. Na zakończeniu spotykam Krzysztofa, ładuje rower do auta, idziemy na oficjalne zakończenie gdzie spotykam się jeszcze raz z tymi co zostali, gadamy, odbieramy pamiątki i wracamy. W domu w Mszczonowie byłem o 16 !!.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony organizacją i atmosferą panującą na maratonie. Co prawda nie mam porównania ale na punktach nic nie brakowało. Dziewczyny chodziły jak szwajcary, kawa, herbata, nie ma problemu. Ludzie mili, bardzo starali się żeby wszystko było jak należy i było !!, za co bardzo serdecznie dziękuję i do zobaczenia za rok.
+ Atmosfera
+ Nowe znajomości
+ Całkiem niezłe jedzenie i izotonik wcale nie szkodził !
+ Kwalifikacja BBTour
- Trasa po pewnym czasie monotonna, zmiany w ostatniej chwili i oznaczenie które niby było ale dla mnie przynajmniej mało widoczne.
- Pogoda




Komentarze
WuJekG
| 17:04 środa, 20 czerwca 2012 | linkuj Gratulacje jeszcze raz! Miło było poznać :)
WuJekG
| 19:27 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj Szczekamy z niecierpliwością :)
Biker1990
| 12:14 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj O to życiówka padła?. Czekam na relacje :).
Komentowanie jest wyłączone.